#30 My Story

Witajcie motylki !

A więc o co chodzi? Postanowiłam że przybliżę wam moją historię z większymi szczegółami, ale do tego zaraz, na razie skupmy się na dzisiejszym dniu. A więc tak, kompletnie mnie zamurowało gdy siostra mi powiedziała że jestem chuda. Nie powiem, to słodkie z jej strony tylko dla tego że usłyszałam to od niej pierwszy raz. Mimo tego że ma dopiero 6 lat odkąd nabrała lepszego słownictwa, nazywała mnie grubaskiem. I nie byłam na nią zła, przecież to dziecko a na nią nie umiałabym się gniewać, ale dzisiejsze słowa mnie szokowały. Aktualnie za mną lata i krzyczy że siostra boi się słodyczy haha. Poniekąd tak, ale nie chcę tego okazywać tym bardziej jej. W trakcie pisania posta przedzwoniła do mnie mama, poinformować mnie że mój kuzyn ma dzisiaj urodziny i czy się zjawię. Pojadę, ale nie zjem torta mam dzisiaj jakiś przejedzony żołądek, chociaż nie jadłam nie wiadomo ile, wypiłam tylko Monstera. A pro po tego energetyka, czym się ludzie tak zachwycają? Kupiłam sobie go dzisiaj na spróbowanie, bo chciałam zobaczyć czy jest wart tych pochwał a szczególnie ceny. I powiem tak, JEST OKROPNY jest przesłodzony po pierwszych dwóch łykach chciało mi się wymiotować. Jeśli lubicie zabarwioną wodę z kilogramem cukru to jak najbardziej polecam. Zdecydowanie wolę mojego Blacka.


My Story

   Cała historia zaczyna się od 6 klasy podstawowej. Byłam jedyną osobą w klasie która miała lekką nadwagę, ale nie przeszkadzało mi to bo nie byłam z tego powodu jakaś odrzucana przez moje środowisko. Praktycznie od ich nie odbiegałam, z dziewczynami gadałam o wszystkim i o niczym i miałam bardzo duży dystans do różnych rzeczy, a z chłopakami grałam po kątach tymi kartami z chipsów. Później nadszedł czas gimnazjum, jedynym moim zmartwieniem w tamtym czasie było to że mogę zostać przeniesiona do klasy przeciwnej, reszta była mi obojętna. Doszły do naszej klasy nowe osoby i wszystko nagle się zmieniło. Przez pierwsze miesiące była kompletna cisza, można by powiedzieć że nie miałam już takiego dobrego kontaktu z moją klasą jak zaledwie 5 miesięcy temu, a to za sprawką nowego chłopaka w klasie. Na tamten moment ważyłam uwaga 102 KG, widziałam że byłam coraz większa, ale po co mam chudną jak ja ani inni nie widzą we mnie problemu. Do czasu, gdy nastał grudzień i mikołajki. Na moje nieszczęście wylosował mnie ten nowy kolega, pomyślałam że okey nigdy nie byłam zwolenniczką zamieniania się na inne osoby. Do czasu gdy dostałam od niego ten "prezent". W środku dostrzegłam puste papierki po słodyczach i dezodorant. Zrobiło mi się wtedy przykro, bo nie wiedziałam o co chodzi. Później zrozumiałam, po tym jak upokorzył mnie przed całą klasą, tekstem " Powinnaś mi podziękować, dzięki mnie bardziej się nie spasiesz, ale to nie zmienia faktu że dalej jesteś spasiona". Te słowa wryły się w moją pamięć aż do dzisiaj, a przypominam że od tamtego zdarzenia minęło już około 6 lat. Cała klasa zaczęła się śmiać i jak kiedyś byliśmy zgrani tak teraz zostałam wykluczona. Nie ukrywam popłakałam się na forum, ale zaledwie chwilę później uciekłam do domu. W domu zaczęłam rozmyślać i szukać ćwiczeń i diet. Na samym początku chciałam zrobić to zdrowo i trzymałam się tego prawie dwa miesiące. Czemu tyle? Dlatego że przez ten czas zawalałam sprawę i nic nie chudłam. Pewnego dnia szukając inspiracji natrafiłam na An. Byłam ciekawa jak to wygląda w praktyce i zastanawiałam się czy to jest w ogóle możliwe by żyć jedząc te 200 - 300 kalorii dziennie. Postanowiłam że spróbuję, i tak o to się zaczęło. Już od pierwszego dnia popłynęłam na głęboką wodę odrzucając, cukier, słodycze, chleb, praktycznie wszystko. Po dwóch tygodniach zobaczyłam na wadzę 95 kg ( nie ćwiczyłam wtedy). Byłam w szoku że przez taki krótki okres czasu mogłam zrzucić 7kg, i w mojej głowie narodził się pomysł " Shiro zacznij jeszcze ćwiczyć" I tak zaczęłam ćwiczyć po godzinie dziennie Chodakowską przy jedzeniu około 150 kalorii dziennie. Na samym początku było wspaniale bo widziałam coraz to mniej na wadzę, ale czułam się jakaś przytłamszona. Po 12 zrzuconych kilogramów, wszyscy zaczęli się mną nagle przejmować, w domu nawet w szkole. Rodzina była w szoku i pytali się mnie ciągle " Shiro co ty takiego robisz że tak chudniesz? Zdradź mi bo chcę wyglądać tak jak ty" A mnie w środku aż ściskało, bo nie widzą jak ja teraz żyję. W wiecznym kłamstwie " Tak mamo jadłam" " Zjadłam w szkole" "Mamo idę do koleżanki będziemy grać" gdzie tak naprawdę szłam do kolegi piwnicy by poćwiczyć gdyż w domu już nie mogłam. W tamtym okresie takie wymówki były dla mnie normą do czasu. Po tych wszystkich rygorystycznych dietach i wyczerpujących ćwiczeniach zobaczyłam że łącznie w 3 miesiące schudłam 20 kg, pomyślałam " Ja chcę więc, to nie jest to czego chcę, ja nadal jestem gruba". I co się później stało? Mdlałam, nie chodziłam do szkoły, spałam a między czasie ćwiczyłam. Na samym początku ćwiczenia sprawiały mi przyjemność później ból. Po tym wszystkim szkoła zainterweniowała i skierowała mnie na badania i do specjalisty. Nie chciałam iść, ale co 14 letnie dziecko ma do gadania, i tu przysłowie " dzieci i ryby głosu nie mają" się sprawdza. Co się okazało miałam dramatyczne wyniki i pierwsze słowa lekarza " Masz wyniki trupa" moja mama diametralnie wpadła w płacz. I wtedy doszłam do wniosku że muszę się ogarnąć i zacząć funkcjonować prawidłowo dla mojej mamy. Nie było łatwo bo An mocno się trzymała i do końca gimnazjum utrzymywałam moją wagę. Jadłam więcej, ale wciąż po kątach ćwiczyłam. Słabo mi wyszło ukrywanie się bo w końcu mama mnie przyczaiła i kontrola nade mną wzrosła. Byłam zdesperowana, i tak tym sposobem wymiotowałam do końca szkoły gimnazjalnej. Nadszedł czas gdzie było trzeba zacząć wybierać dalszą szkołę, pierwsze co na myśl przyszła mi szkoła oddalona od mojego domu o 30 km szkoły z internatem.  Pomyślałam że to super wyjście zero kontroli od poniedziałku do piątku. Bałam się że ciężko będzie mi przekonać mamę o to by mnie tam puściła, ku mojemu zdziwieniu, zgodziła się bez żadnego ale. Nadszedł czas liceum, klasa okazała się być o niebo lepsza niż poprzednia, szybko się zaaklimatyzowałam. Zaczęłam chodzić na treningi i dni szybko mijały. I tu się zaczyna powtarzać się historia. Moja trenerka kontrolowała moje bilanse, gdyż byłam jej miotaczką musiałam według niej spożywać minimum te 1500 kalorii. Zaczęłam oszukiwać, ale gdy tylko zobaczyła utratę mojej masy zaczęła mnie kontrolować już tak na 100%. Siedziała ze mną przy stolę i patrzyła czy zjem dwa dania na dodatek w całości. Po miesiącu powiedziałam że mam dosyć i zrezygnowałam z treningów u niej. Znowu zaczęłam mało jeść i przestałam chodzić na śniadania. Ogólnie żeby mnie spotkać na stołówce to było święto. W drugiej klasie zaczęły do mnie przychodzić wychowawczynie tylko po to by wyciągnąć mnie na jakikolwiek posiłek. Rozmawiały ze mną na temat diet, anoreksji i innych zaburzeń. Na odczepne zaczęłam chodzić na te trzy posiłki ( nie jadłam tylko siedziałam na niej by stworzyć pozory że jem). Jak zwykle znowu nie wyszło mi moje oszukiwanie i nauczycielki zaczęły siedzieć ze mną przy każdym posiłku. Było to dla mnie żenujące że mając prawie 18 lat, siedzą ze mną wychowawcy i pilnują jak małego dziecka by cokolwiek zjadło. Po pewnej sytuacji przestali na mnie naciskać. Skończyłam wtedy zajęcia o iwele później i u mnie było tak że obiady wydawali do godziny 15;30 a gdy ja przyszłam było grubo po 16. Ale to nic, bo przecież kucharki wiedziały o mojej sytuacji, więc trzymali dla mnie posiłek. Pamiętam że było to drugie danie kotlet, ziemniaki i surówka. Zjadłam całą surówkę i troszeczkę ziemniaków i powiedziałam że jestem najedzona i nie chcę więcej. Wychowawczyni odparła bym zjadła jeszcze połowę kotleta i da mi spokój. Nie mogłam go zjeść bo od 1 gimnazjum unikałam go i na chwilę obecną prędzej puszczę pawia niż go zjem. Dostałam ultimatum albo zjem albo zostanie wykonany pilny telefon do mojej mamy. Nie chciałam by się martwiła o mnie więc zaczęłam go jeść z łzami w oczach. Przyszły moje koleżanki i zaczęły ze mną siedzieć by było mi raźniej. I tu o czym wspomniałam wcześniej, nastąpiło. Zwymiotowałam przy wszystkich. Pomyślałam sobie że mam przejebane i mama się o tym wszystkim dowie. O dziwo nic nie dotarło do mojej mamy ale obiegło wszystkich nauczycieli i pedagog. Po każdej lekcji musiałam zostawać na przerwie na pogaduszki o moim zdrowiu. Do końca liceum byłam zwalniana z praktycznie każdego wf-u i każdej wolnej lekcji przez moją wychowawczynie, po to by odbywały się nasze rozmowy na temat, tego co się dzieję. Zaproponowała mi wizytę u dietetyka, że ona mi pokryje wszelkie wizyty i że moja mama o niczym się nie dowie. Złota kobieta, było mi naprawdę miło, ale odmówiłam. Poruszyła ten temat nawet na forum klasy (oczywiście nie mówiąc że chodzi o mnie). I znowu poczułam się inna, nie chciałam by wszyscy skupiali się na mnie. Nigdy tego nie lubiłam, bycia w centrum uwagi. Nie chciałam nic zmieniać, bo uważałam że ja nic złego nie robię. Czy to coś złego że chciałam się w końcu sobie podobać. Wizyty u szkolnego pedagoga odbywały się tak samo, ale ostatnia moja wizyta u niej wywarła u mnie głębokie przemyślenia. Zapytała się mnie w prost " Czy ty chcesz doprowadzić do tego żeby twoja siostra odwiedzała cię na cmentarzu? Bo jeśli tak to idziesz w dobrym kierunku" i o to kolejny raz popłakałam się przy kimś. Wmurowało mnie bo sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Nie spałam przez dwa dni z rzędu myśląc o tym. Aż w końcu podjęłam decyzję, że chcę żyć zdrowo dla mojej kruszynki. Nie chcę by mnie odwiedzała w szpitalu w gorszym wypadku właśnie na cmentarzu. Więc zaczęłam jeść, na początku było to trudne, ale przypominając sobie jej słowa i mając w głowie obraz mojej siostry, ten trud zaczął mijać. I tak przytyłam 6 kg od tamtego momentu (6 miesięcy). Początkiem sierpnia Ana powróciłam ze swoich pół rocznych wakacji. Tym razem postanowiłam rozegrać to po swojemu. Czyli? Powiedziałam o wszystkim mojej mamie o tym że ćwiczyłam po kątach, wymiotowałam i oszukiwałam nawet w liceum. Nie chciałam mieć przed nią żadnych tajemnic a przede wszystkim nie chciałam jej już oszukiwać. Ale wiadomo jak to z Aną mimo że nie chcesz tego i tak nadal to robisz. Zadeklarowałam mamie że minimum to 65 kg ani kilograma mniej, powiedziała że mi ufa. Z tych 65 kg na dzień dzisiejszy dążę do 50. Zaczęłam znowu oszukiwać że jem. Przy niej staram się jeść wszystko, ale gdy zamykam się w moich czterech ścianach zaczyna się to co było dawniej (bez wymiotowania tym razem). Oszukuje wszystkich od rodziny po znajomych. Nie mogę im tego powiedzieć co wam, bo zacznie się stara śpiewka. A ja nie chcę wrócić do tej starej Shiro warzącej 102 kg. Jeśli dotrwaliście do końca to jest mi bardzo miło, że jednak ktoś chciał przeczytać o mojej Historii. Trzymajcie się chudo i widzimy się jutro <3


Welcome to my Wonderland  

Komentarze

  1. Aż się popłakałam czytając to.... ile wazysz teraz? 65? I masz 175 cm? To podobnie do mnie wiec wiem jak się czujesz :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam 178 cm wzrostu i na dzień dzisiejszy ważę więcej w załączniku obok w zakładce ~Cel jest wszystko podane. Nie płacz motylku :(

      Usuń
  2. Wzruszająca historia, mimo ze jest smutna... cieszę się, ze szkoła jakoś zareagowała, często albo praktycznie obcy ludzie właśnie w szkole starają się nie zauważać problemów. Mam nadzieje, ze trochę rozsądniej do tego teraz podejdziesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się ale nie ukrywam że jest ciężko pozbyć się starych nawyków tym bardziej że siedzę w Anie już 6 lat :(

      Usuń
  3. Ludzie którzy nigdy nie mieli dużej nadwagi nie zrozumieją twoich lęków. Ja też kiedyś zostałam brutalnie potraktowana przez chłopaka i to takiego, który mi się podobał. I tak się zaczęła ta cholerna gehenna. Myślę że im jesteśmy starsze tym bardziej racjonalne i że zapanujesz nad tym w końcu. Nie obiecuj mamie; obiecaj samej sobie, że nie zejdziesz poniżej jakiejś wagi. Ja obiecałam sobie, że nie okłamię męża i tak jak uzgodniliśmy nie zejde poniżej 55kg (mam tylko 170 cm wzrostu więc łatwo mi z tym nie jest). Może za jakiś czas z nim ponegocjuje jak będzie widział że przecież jem ten 1 normalny posiłek dziennie. Zawsze marzyłam o 45 kg ale umiem się powstrzymać, są jeszcze inne ważne dla mnie rzeczy w życiu i muszę mieć na nie siłę. A Ty? Dasz radę powiedzieć sobie dość ? Pomyśl o tym bo perspektywa cmentarza nie jest wbrew pozorom taka nierealna..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty